Tyska Liga Futsalu to takie moje dziecko – mówi Mariusz Niemczewski, który szykuje się do najciekawiej zapowiadających się rozgrywek w całej jej historii. Start 11. edycji zaplanowano na początek października. Zapraszamy do obszernego wywiadu z organizatorem TLF.

Sławomir Buturla, tyskiflesz.pl: Kiedy 10 lat temu zakładałeś Tyską Ligę Futsalu przypuszczałeś, że dzisiaj liga będzie miała taką markę?
Mariusz Niemczewski: Oczywiście, że nie. Kiedy dekadę temu wspólnie z Michałem Rusem podjęliśmy się projektu pod tytułem „Tyska Liga Futsalu” nie mieliśmy związanych z tym ogromnych oczekiwań. Przecież po debiutanckim sezonie zostawiłem Michała samego i powiedziałem przysłowiowe „pass”. Z biegiem lat organizacja ligi przeszła pod skrzydła GKS Futsal Tychy, a konkretniej Sławka Wróbla, który jednak po pięciu kolejnych latach również stwierdził, że pora podziękować. Przyszłość Tyskiej Ligi Futsalu stanęła więc pod ogromnym znakiem zapytania, a chętnych do jej dalszego prowadzenia nie było. Wtedy pomyślałem, że trzeba wrócić na tonący okręt i go ratować.

I tak mijają kolejne lata, a Ty nadal jesteś sternikiem tego okrętu..
Powoli zacząłem traktować TLF jak własne dziecko, ponieważ jak już wspomniałem sam jestem jej pomysłodawcą i współzałożycielem. Nie wyobrażałem sobie, żeby liga przestała istnieć dlatego robiłem wszystko, żeby przetrwała. Dzisiaj ma 11 lat i powoli zaczyna wchodzić w okres dojrzewania i rozkwitania (śmiech). Jeśli siły i chęci na to pozwolą to będę chciał organizować Tyską Ligę Futsalu do osiągnięcia przez nią pełnoletności.

Tyska Liga Futsalu odradza się po mniej obfitym okresie i wygląda na to, że będzie niczym Fenix, który odradza się z popiołów.
Coś w tym jest.. Dwa czy trzy lata temu w lidze grało 11 zespołów, a w ostatnim sezonie udział wzięło już tylko osiem drużyn. Przyszłość ligi znowu stanęła pod dużym znakiem zapytania. Wystarczyłoby, żeby z uczestnictwa zrezygnowały dwa czy trzy zespoły i w zasadzie w TLF nie miałby kto już grać. No i wtedy do gry wszedł Cafe Futsal TLF czyli program, który jak się okazuje był zbawieniem dla ligi o której dowiedziało się sporo nowych osób.

Cafe Futsal TLF był „strzałem w dziesiątkę”. Skąd pomysł na niego?
Zrodził się podczas trwania kwarantanny, kiedy wszyscy byliśmy pozamykani w domach. Pewnego dnia pomyślałem, że zaproszę do siebie przedstawicieli dwóch najlepszych drużyn ostatniego sezonu, kupię ciasto, zrobię kawę, włączę nagrywanie na żywo, a my po prostu na luzie pogadamy o lidze. Po zakończeniu emisji w telefonie miałem ponad 40 wiadomości z gratulacjami, a widzowie wręcz domagali się kolejnych nagrań. To było coś niesamowitego, dało mi takiego kopa, że postanowiłem, aby program na stałe zagościł na fanpage’u ligi na Faceebook’u.

Trzeba przyznać, że takie przedsięwzięcie jest bardzo nietypowe dla jakichkolwiek amatorskich rozgrywek.
Zgadza się. Po pierwszym odcinku, który miał ponad dwa tys. wyświetleń doszedłem do wniosku, że do odważnych świat należy i skoro program ma taki pozytywny odbiór, należy go po prostu kontynuować. Dzisiaj, dzięki pomocy i finansowemu wsparciu wielu osób program ma swoje piękne studio. Uważam, że jak na nasze warunki cieszy się naprawdę sporym zainteresowaniem. Wiem, że jest sporo zawodników grających w TLF, którzy bardzo liczą na zaproszenie do programu, ponieważ chcą zobaczyć jak od kuchni i na żywo wygląda Cafe Futsal. Do tej pory nagraliśmy pięć odcinków i od nikogo nie otrzymałem odmowy przybycia do programu. Odwiedzający studio goście wręcz układają swoje niedzielne plany pod nagranie.

W przeszłości różnie bywało ze zgłoszeniami do rozgrywek. Dzisiaj chyba nie musisz martwić się o komplet drużyn..
Tak jak już wcześniej wspomniałem program Cafe Futsal TLF zrobił swoje. Prestiż ligi znacznie poszybował do góry, bo dzisiaj TLF to już nie tylko zmagania na parkiecie, ale również możliwość wzięcia udziału w programie, a to na pewno niezapomniane przeżycie. No bo przecież fajnie jest zobaczyć tatę, brata, syna czy zięcia w nagraniu, które ogląda spora rzesza widzów. Kapitalną reklamą dla ligi był również ostatni mecz o mistrzostwo, który miał świetną otoczkę i zgromadził większą publiczność niż mecz pierwszoligowego GKS Futsal Tychy. To chyba jeden z moich największych sukcesów jako organizatora. To spotkanie i Cafe Futsal spowodowały, że dzisiaj miejsca na kolejny sezon schodzą jak świeże bułeczki, bo coraz więcej osób chce uczestniczyć w lidze i być jej częścią. Nic tylko się cieszyć.

Do gry mogą zgłaszać się również „półzawodowcy”. Jaki to będzie miało wpływa na poziom rozgrywek.
Przepis, o jak to nazwałeś – półzawodowcach, obowiązuje przynajmniej od trzech lat. Tyska Liga Futsalu dedykowana jest przede wszystkim osobom, które piłkę nożną czy futsal traktują całkowicie hobbystycznie. Taka jest moja wizja, której wiernie będę się trzymał. Zawodowcy mają przecież swoje „podwórka”, gdzie grają w okręgówkach, 4 czy 3 ligach. TLF jest dla osób, które z poważną piłką już skończyły lub są totalnymi amatorami i po prostu chcą aktywnie i w gronie znajomych spędzić czas na hali. Oczywiście, aby liga miała swój odpowiedni poziom, każdy zespół może zgłosić maksymalnie czterech zawodników w tak zwanej kategorii OPEN czyli od 4 ligi wzwyż. W TLF w jednej drużynie może zatem zagrać Lewandowski, Piątek, Milik oraz Szczęsny, ale na tym koniec. Reszta miejsc jest dla amatorów (śmiech).

Liga faktycznie jest amatorska, ale organizacyjnie i marketingowo to najwyższa półka. Szykujesz dla uczestników kolejne nowinki?
Część kart została już odkryta. Od nowego sezonu m.in. zaczynają obowiązywać licencje, a bez jej przyznania zespół nie będzie mógł zagrać w lidze. Nowością są także kontrakty, w których widnieje również zapis, że jeśli do klubu wpłynie powołanie z Reprezentacji Polski dla któregoś z zawodników, to klub ma obowiązek takiego gracza zwolnić na zgrupowanie kadry. To raczej mało prawdopodobne, ale takie zabiegi powodują, że amatorzy chociaż przez chwilę mogą poczuć się jak profesjonaliści. W większości przypadków zawodnikom, którzy grają w naszej lidze raczej nigdy w życiu nie było dane podpisanie kontraktu z jakimś klubem. TLF daje taką możliwość.

W poprzednich latach z reguły bywało tak, że sezon kończył się w marcu, a działania organizacyjne przed następnymi rozgrywkami zaczynały się we wrześniu czyli na miesiąc przed ich startem. W tym roku jest zupełnie inaczej.
Faktycznie chyba dlatego 11. edycja zapowiada się niezwykle emocjonująco. Wszystkie zespoły wzmacniają się na potęgę, a największą niewiadomą jak zwykle będą beniaminkowie. Dzisiaj przecież wiemy na co stać Piwkarzyków czy Piłkarskich Emerytów, natomiast takie zespoły jak La Zabawa, FC Dallas czy Antrax to jedna wielka niewiadoma. Nie ma dnia, żeby nie docierały do mnie kolejne informacje z rynku transferowego. Do tego dochodzą zapytania dotyczące uczestnictwa od nowych drużyn i to wszystko powoduje, że w sezonie ogórkowym w jakim się obecnie znajdujemy, oficjalna strona ligi i fanpage na FB nie mają wakacji. Obiecałem sobie jednak, że w trakcie swojego urlopu będzie trzeba przystopować i odciąć się od tego wszystkiego. Przydadzą mi się dwa tygodnie całkowitego resetu.

No właśnie, organizacja takiej ligi z całą pewnością nie jest bułką z masłem.
Oczywiście, że nie. Teraz w trakcie przerwy między rozgrywkami jest większy luz, bo tych zadań jest zdecydowanie mniej i skupiają się wyłącznie na dodawaniu regularnych wpisów i newsów. Kiedy jednak zaczynamy rozgrywki wskakuję na wyższe obroty, a organizacja zajmuje mi więcej czasu.

Uchyl zatem rąbka tajemnicy i zdradź jak wygląda organizacja ligi.
(Chwila zastanowienia). Może zacznę od tego, że sam jestem zawodnikiem i gram w Tyskiej Lidze Futsalu. Czasami zazdroszczę osobom, które przychodzą 10 minut przed meczem, a po jego zakończeniu szybko biorą prysznic i idą na drogą stronę al. Piłsudskiego do znanego lokalu przy piwku analizować rozegrane przed chwilą spotkanie. Ja przed każdą kolejką muszę być przynajmniej pół godziny przed pierwszym meczem, żeby przygotować obiekt do rozgrywek. Następnie jest narada z sędziami prowadzącymi zawody, a na koniec trzeba podpisać odpowiednie dokumenty z obsługą hali. Do tego dochodzą tak lubiane przez wszystkich wywiady na ściance. Po każdej kolejce w niedzielę wieczorem przychodzi czas na obrabianie filmików, wpisywanie wyników, strzelców, kartkowiczów oraz pisanie relacji. Zdecydowanie najmniej lubiana przeze mnie czynność to przewożenie wody z pobliskiego marketu do magazynku na hali. Ludzie patrzą czasami na mnie jak na wariata, kiedy to po raz trzeci w ciągu godziny podjeżdżam do kasy z pełnym koszem z którego wysypują się zgrzewki wody. Druga strona medalu jest też taka, że mam ogromne wsparcie w domu od swojej Partnerki, która docenia to co robię. Kiedy pytam jej o zdanie na jakiś temat dotyczący ligi, często od niej słyszę „Mariusz, jeśli uważasz, że dla ligi będzie to dobre rozwiązanie – to tak po prostu zrób”. To dodaje skrzydeł dużo bardziej niż Red Bull.

Aż trudno uwierzyć, że ogarniasz ligę samemu..
Hmmm, jak widać jakoś udaje mi się to wszystko tak poukładać, żeby miało ręce i nogi. Skoro podjąłem się prowadzenia Tyskiej Ligi Futsalu to chciałem robić to możliwie jak najlepiej i chyba wychodzi mi to całkiem nieźle. W ostatnim czasie otrzymywałem sporo słów wsparcia i pochwał z różnych stron, a to dodaje niesamowitego kopa do dalszych działań. Chyba każdy cieszy się kiedy jest doceniany przez innych. To naprawdę fajne uczucie, kiedy jako organizator pojawiasz się na hali i widzisz uganiających się za piłką facetów, którzy mają z tego frajdę i możliwość w fajny i przyjemny sposób spędzić wolny czas. Dzisiaj Tyska Liga Futsalu to jedna wielka wspólna społeczność w której mimo ogromnej chęci zwycięstwa każdy ma do siebie wzajemny szacunek. To widać na boisku i w pomeczowych wywiadach kiedy to zawodnicy doceniają klasę rywala. Moim celem jest również to, żeby weekend w którym rozgrywana jest kolejka Tyskiej Ligi Futsalu był świętem nie tylko dla zawodników, ale także dla ich rodzin. To świetne uczucie, kiedy widzisz żony czy partnerki z dziećmi, którzy przychodzą na halę dopingować swoich mężów i tatusiów.
Serducho wtedy bardzo mocno się cieszy, bo przecież masz w świadomości, że Tyska Liga Futsalu to Twoje tak dobrze rozwijające się i funkcjonujące dziecko.