Inauguracyjny mecz GKS Tychy z ROW 1964 Rybnik zakończył się bezbrakowym remisem. Kamil Kiereś uważa jednak, że nie do końca jest to zły wynik.

Jak wiadomo GKS Tychy potrzebuje punktów, by gonić czołówkę i miejsca dające promocję do I ligi. Ten punkt można więc rozpatrywać w różny sposób.

ROW 1946 Rybnik - GKS Tychy

Piłkarzy GKS Tychy z pewnością może usprawiedliwiać, że był to ich pierwszy kontakt z naturalną trawą. Rywale byli w nieco innej sytuacji. – Chciałbym także podziękować wszystkim ludziom z klubu, że mieliśmy możliwość treningów na naturalnej trawie już przez ostatnie dwa tygodnie – mówił Dietmar Brehmer, trener rybniczan.

Kamil Kiereś i jego podopieczni takiego komfortu nie mieli, ale mimo to wytrzymali trudy gry na grząskiej murawie. – To było trudne wyjazdowe spotkanie. Aby być do końca być w grze – na generalnie dobrze przygotowanej, lecz grząskiej murawie – trzeba było pokazać walor przygotowania fizycznego. Uważam, że mimo pierwszego kontaktu z naturalną nawierzchnią ten aspekt funkcjonował dobrze – mówił.

GKS TYCHY - KOTWICA KOLOBRZEG

Trener gospodarzy uważał, że to GKS był faworytem spotkania, ale pojedynek miał fazy, kiedy jego podopieczni mieli przewagę. Trenerzy zgodnie stwierdzili, że nie było to porywające widowisko. Kiereś natomiast nie chciał ustalać wagi zdobytego punktu. – Z perspektywy naszych celów można mówić, że to tylko punkt, ale nie rozpatrywałbym go tak jednoznacznie już teraz. Zobaczymy na finiszu rozgrywek, jaką wartość ma ten remis. Dziękuję swoim zawodnikom za walkę, bo na pewno zostawili na boisku sporo serca – zakończył.